„NAJLEPSZE UTWORY POWSTAJĄ W BLYSKU ILUMINACJI“ powrót do strony Marka
Marc Bonnetin
Marek Rapnicki
Jak zaczęła się Twoja przygoda literacka?
Posłużę się książką "Terytorium powiernicze", która jest wyborem mojej poezji. Zaczynałem od pisania o... ulubionych malarzach. A więc zaczęło się od wierszy. Pierwsza publikacja
ma datę 1990, kiedy miałem 35 lat, czyli dość późno. Wcześniej był stan wojenny i nie wypadało publikować, zresztą była cenzura. Pisałem wtedy tylko dla samego siebie i grona
przyjaciół.
Dlaczego wybrałeś pisanie?
Pisanie się bierze często z... czytania. Całe dzieciństwo i lata szkolne spędziłem z
wielką literaturą. Czytając, wchodzi się w świat, w którym okazuje się, że słowo ma moc, że w słowie możesz zawrzeć to co najważniejsze. U mnie inspiracją do pisania była moja
miłość do malarzy. Wyobrażałem sobie, że w wierszu o nich opowiem. To się nazywało "Lista obecności", wydrukowałem tą
pozycję sam w trakcie studiów. Później dotarło do mnie, że poezja może być elementem walki z systemem. Tego nauczyła mnie grupa poetycka "Nowa Fali" (do której należał m.in. Ojciec Pani
Prezydentowej, Julian Kornhauser).
Tam poezja była zaaangażowana w protest przeciw rządom komunistycznym. Służyła do tego, by wykrzyczeć bunt.
Czyli pisanie przybrało formę zachowania politycznego?
Tak. Jeśli wtedy nie można było założyć partii, wyjść na ulicę, bo Cię pobiją, można było pisać, niekoniecznie drukować. Mistrzem wszystkich Polaków, którzy byli takiego zdania
był Zbigniew Herbert. Wszyscy to mówią, że to on, a nie Wisława Szymborska, powinien dostać Nagrodę Nobla, bo po prostu był lepszym, ważniejszym dla Europy poetą. To był prawdziwy heros słowa!
Herberta na języka angielski tłumaczył inny polski noblista, starszy od samego autora o wiele lat, Czesław Miłosz. Zawdzięczamy Miłoszowi, że Herbert stał się znany na świecie.
Czy masz swój ulubiony sposób pisania?
Moje formy poetyckie są krótkie, najczęściej wiersz biały. Zdarza mi się tworzyć formy bardziej rytmiczne. Od Miłosza nauczyłem się tzw. formy bardziej pojemnej,
czyli mieszania gatunków w jednym utworze. W myśl tej zasady książka poetycka to nie tylko cykl wierszy. Tam się wkłada wspomnienie, cytat, fragment
prozy prozy, list do przyjaciela...
Czy tworzysz obserwując codzienność czy raczej ponosi Cię wyobraźnia? A może łączysz te dwa rodzaje?
Są geniusze, których poezja nie jest zakotwiczona w świecie realnym, totalnie wyimaginowana. To raczej nie moja poezja. Ktoś kiedyś moją twórczość nazwał poezją kultury, czyli ja
na ogół potrzebuję pretekstu, konkretu związanego z życiem i sztuką. Mottem dla mnie mogłoby być wezwanie wybitnego
pisarza węgierskiego, który się nazywał Sandor Marai; on namawiał czytelnika do spędzenia każdego dnia choćby kilku
chwil z rzeczą piękną, by posłuchać wielkiej muzyki, otworzyć i zobaczyć w albumie reprodukcję malarstwa, bo to stanowi
kwintesencję świata. Zatem oprócz życia samego pretekstem do pisania jest sztuka innych ludzi. Inspiracja
jednak przychodzi nagle, niespodziewanie: w pociągu otwierasz notes, piszesz na serwetce, czy w końcu budzisz się w nocy, by coś zapisać. Bo wiadomo, że impuls
zniknie rano, jeśli tego nie zapiszesz od razu.
Czy masz ulubione tematy?
Lubię opowiadać o miastach, o spotkaniach z ludźmi, np. z wybitnym poetą Adamem Zagajewskim. Ale prawdopodobnie najlepsze utwory powstają w błysku iluminacji, pod wpływem trudnego
do nazwania impulsu. Ulubionym wierszem wielu moich przyjaciół jest utwór, który napisałem, gdy zmarła moja matka...
Czy sięgasz po innych współczesnych autorów i czy ma to wpływ na twoje pisanie?
Czytam, choć coraz częściej mi się wydaje, może z racji mojego konserwatyzmu bądź wieku, że wszystko, co dobre już zostało napisane już dawno. Mało widzę
dobrego w ostatnich latach. Moimi drogowskazami są od zawsze Miłosz i Herbert. Tajemnica pisania polega na tym, żeby
wyciągnąć od mistrzów to, co niezbędne – dyscyplinę, oszczędność, powagę pisania - ale nie stać się
epigonem, nie powielać. Świadomy autor musi kontrolować swoje pisanie, wiedzieć, że "to już było", nie wyważać
otwartych drzwi.
Czy pisanie ma wpływ na Twój wewnętrzny rozwój?
Oczywiście, to nieustanny trening stylu, skupienia, wrażliwości. I uczenie się samokontroli, walka z gadulstwem. Miłosz mówił, że pisać należy z rzadka i
niechętnie. To znaczy, że piszesz wtedy, gdy już nie możesz wytrzymać. Lepiej nie pisać tylko dlatego, że Ci zapłacą, że wydasz kolejną książkę i
zyskasz sławę. Byli autorzy, którzy napisali 300 stron jak choćby wspomniana Wisława Szymborska, czy Zbigniew
Herbert, którego spuścizna mieści się w dwóch dużych księgach, a są sławni i czytani oraz tacy, którzy wydawali książki co rok i dwa, ale brak w nich tej iskry lub ledwo się
tli. W poezji szuka się uniwersalizmu. To jest jej sedno. Chodzi o to, aby własne doświadczenie przefiltrować tak, aby stało się ważne i na Wyspach Zielonego Przylądka i w Maroku i we Francji i w
Krakowie. Żeby to stało się niezbędne! Można sobie także narzucić zadanie – tak jak ja w ostatnich latach - i pisać codziennie tak jak powstają dzienniki. Rodzi się wtedy
np. moja książka "Książęta smaku. Rzym według Marka II", której nie byłoby bez codziennej dyscypliny i skupienia nad tematem (w tym wypadku jest
nim Rzym). Takie zadanie wymaga systematyczności w działaniu. I sprawia, że naprawdę żyje się literaturą.
Jak technicznie powstają Twoje wiersze? Piszesz, zostawiasz je na jakiś czas, a później wracasz do nich i wprowadzasz korekty?
Dla mnie twórczość porównywalna jest do wytwarzania wina, które leży w dębowych beczkach i czeka miesiącami, aż nabierze wartości i głębi, aż się go skosztuje, by zobaczyć jakie
jest. Powrót do tego, co napisałem jest konieczny, by przekonać się czy tak to ma brzmieć. Rzadko, ale rodzą się czasami takie wiersze, które pisze się na czysto, bez skreśleń. Ale to rzadki
dar!
RACIBÓRZ 02.03.2017r.
Transkrypcja: Małgorzata Sokołowska
Korekta: Marek Rapnicki
„W Raciborzu od lat brakowało miejsca, które skupiałoby rodzimych artystów działających
w różnych dziedzinach sztuki. A mamy się kim pochwalić! Rok jubileuszowy stwarza szansę
na zwrócenie uwagi na to co nasze, raciborskie. Z taką inicjatywą w Raciborskim Centrum Kultury pojawił się Marc Bonnetin.
Dał pomysł na gotowy projekt RACIBÓRZ – ART, stworzenie wspólnej,
wirtualnej przestrzeni dla prezentacji artystów. Głównym celem, jak sam wspomina, jest dowartościowanie życia artystycznego i kulturalnego miasta, poprzez stworzenie, dostępnego
dla wszystkich, katalogu internetowego artystów oraz działań artystycznych. Marc
jest Francuzem, mieszkając w naszym mieście zwrócił uwagę na niezwykły, artystyczny potencjał Raciborza.
Oddajemy zatem w ręce francuskiego artysty rodzimą sztukę i rozpoczynamy projekt RACIBÓRZ – ART.“
Joanna Maksym-Benczew